Kambodża. Tu jest rodzina, ale gdzie są możliwości na przeżycie?

Share

Jak żyć w miejscu, w którym dla ponad 40% osób głównym źródłem wody pitnej jest deszczówka? I gdzie nawet takiej wody brakuje? Mieszkańcy kambodżańskiej prowincji Battambang wciąż szukają odpowiedzi. Wielu decyduje się na migrację…

Nie bez powodu Kambodża jest wymieniana w pierwszej dziesiątce krajów najbardziej narażonych na skutki zmian klimatu. Znaczna część obywateli i obywatelek utrzymuje się z rolnictwa, ale ze względu na kryzys klimatyczny i czynniki społeczno-ekonomiczne możliwości życia z upraw są właściwie żadne. Zwłaszcza w graniczącej z Tajlandią prowincji Battambang, której przyjrzeli się badacze/ki i autorzy/ki raportu „Powody do paniki?” powstałego w ramach kampanii #KlimatNaZmiany. Na czym dokładnie polega dramat mieszkających tam ludzi?

 

JAK NIE SUSZA TO POWÓDŹ

 

W Battambang głównym rodzajem działalności gospodarczej jest rolnictwo, ale część mieszkańców, żyjących możliwie niedaleko od jezior, uzupełnia swoje dochody dzięki rybołówstwu. Niestety, ponieważ prowincja jest w wysokim stopniu zagrożona suszą, a w średnim także powodziami (do których dokładają się źle zaplanowane systemy odprowadzania wody i nasilona urbanizacja), wielu mieszkańców czuje się zmuszonych do migracji.

 

Jak mówił uprawiający ryż Voen Socheat: „Moja uprawa opiera się na sezonowym zalewaniu pól przez wody rzek Tonle Sap i Sangker. W zeszłym roku powódź była zbyt gwałtowna, ryż zmarniał. Wyraźnie jest to skutek zmian klimatu. Uprawiamy ryż; jesteśmy zależni od nieba i deszczu, czasem mamy większe plony, a czasem ryzykujemy”.

Część z migrujących znajduje pracę w mieście. Inni – poza granicami kraju. Nie opuszczają bliskich i rodzinnych wiosek dlatego, że chcą wyjechać, ale dlatego, że chcą przetrwać.

 

Fot. Roun Ry

 

BŁĘDNE KOŁO. A NAWET DWA

 

Skutki zmian klimatu sprawiają, że uprawy na własne potrzeby nie zapewniają już rolnikom środków do życia. Brak mechanizmów osłon socjalnych potęguje zaś narażenie ludności wiejskiej na skutki zmian klimatu. To swoiste błędne koło, ale nie jedyne.

 

W przypadku drobnych rolników i osób produkujących na własne potrzeby mówimy o szczególnej podatności na skutki kryzysu klimatycznego. Ich sytuacja była bowiem trudna także wcześniej, za sprawą czynników społeczno-politycznych. Dlatego też coraz więcej z nich decyduje się na mikropożyczki. W ten sposób chcą pozyskać środki na uratowanie upraw. Niestety, zwykle, nawet z dodatkowymi funduszami, plonów z upraw nie wystarcza na przeżycie. Ale teraz, poza trudami codzienności, dodatkowo jest jeszcze dług. I czasem trzeba zaciągnąć kolejny, żeby móc spłacić ten pierwszy.

 

Fot. Roun Ry

 

ZADŁUŻENIE KTÓREGO NIE SPOSÓB SPŁACIĆ

 

Jednym problemem jest samo zadłużenie, drugim wysokie stopy procentowe. Dla wielu osób oznaczają one konieczność sprzedaży ziemi na pokrycie długu, którego nie są w stanie spłacać. A dla innych konieczność kolejnej pożyczki – na migrację.

 

Jak przyznaje w wywiadzie z badaczami – członek międzyrządowej organizacji: „Kiedy gospodarstwa domowe nie mogą uprawiać ziemi, bo są uzależnione od opadów deszczu, ich produkcja ryżu jest bardzo niska. Wielu ludzi zgłasza się więc po mikrofinansowanie, a potem muszą spłacić pożyczkę. To powoduje, że migrują w poszukiwaniu pracy i zarobku”.

 

Ośmiu na dziesięciu respondentów musiało zwrócić się o mikrofinansowanie, by zdobyć środki na migrację członków rodziny lub pokryć koszty działalności rolniczej. Wielu tłumaczyło, że członkowie ich rodzin byli zmuszeni emigrować do Tajlandii, by spłacić dług zaciągnięty w ramach mikrofinansowania. To, jak ten problem staje się błędnym kołem, opisuje pięćdziesięciodwuletnia Keo Rath, której rodzina wzięła pożyczkę na 500 dolarów w ramach mikrofinansowania na uratowanie upraw orzechów ziemnych i soi. „Niestety nie uzyskaliśmy wystarczająco wysokich plonów. Mój mąż postanowił więc pojechać z córką do Tajlandii, żeby zdobyć pieniądze na spłatę długu… Pożyczyliśmy też na załatwienie dokumentów wyjazdowych i pozwolenia na pracę”.

 

A WIĘC ZAGRANICA…

 

Z perspektywy wielu Kambodżan wyjazd poza granice kraju to ostateczność i dramat. Z perspektywy państwa – sposób na zmniejszenie ubóstwa i bezrobocia.

Kambodża szybko staje się krajem eksportującym siłę roboczą, a wiele gospodarstw domowych polega obecnie na przekazach pieniężnych od członków rodziny pracujących w Tajlandii i Malezji. Mieszkańcy Battambang zwykle wybierają Tajlandię. Co ważne, ich wyjazdy często odbywają się nielegalnymi kanałami, które zwiększają ryzyko wyzysku.

 

Jak mówili respondenci, wielu jeździ do Tajlandii nielegalnie, ale kiedy już tam się znajdą, szukają pracy i starają się zalegalizować pobyt. W zdalnych wywiadach respondenci wskazywali, że migracja jest sposobem na poprawienie poziomu życia w Kambodży od wielu lat. Bardzo trudno powiązać bezpośrednio zmiany klimatu z migracją, jednak wszyscy się zgadzali, że istnieje tu korelacja.

 

Zmiany klimatyczne nie są oczywiście jedynym czynnikiem skłaniającym do migracji. Bywają też inne powody, głównie ekonomiczne, edukacyjne i inne. Zmiany klimatu są jednak postrzegane jako współgrające z tymi wielowymiarowymi przyczynami i potęgujące trudności ze zdobyciem środków do życia, co prowadzi do migracji. Pokazały to też badania terenowe. W grupach fokusowych respondenci byli zgodni, że ludzie nie chcą migrować, jeśli jest możliwość łatwego nawadniania upraw lub znalezienia przyzwoitej pracy na miejscu. Ludzie migrują z powodu braku innych możliwości.

 

Jak mówi przywoływana już Keo Rath: „Nie chcę pozwalać mężowi i córce pracować w Tajlandii jako pracownicy migracyjni, kiedy już spłacimy pożyczkę i skończy się pandemia COVID-19. Chcemy znaleźć pracę w naszym kraju, a nie ryzykować, przekraczając granicę”.

A pięćdziesięciosiedmioletnia wdowa Kuy Rin dodaje: „Zostałam w domu, żeby zająć się wnukami, bo ich rodzice pojechali na kilka lat do Tajlandii i zostawili dzieci ze mną. Myślę, że migracja do innych krajów nie jest dobra, bo jesteśmy od siebie oddzieleni. Mój syn nie był szczęśliwy, że musiał rozstać się z dziećmi”.

Co ważne, Kambodżanie nie tylko sami nie chcą migrować opuszczając najbliższych, ale zdarza się też, że krytykują innych za to, że zgodzili się na wyjazd ich dzieci. Potwierdzają to słowa pani Norng Sarim, której burza zniszczyła dom, a powódź warzywa: „Moja córka postanowiła wyjechać do Tajlandii, znaleźć pracę i spłacić dług, który zaciągnęliśmy na sadzenie papryki i owoców. Wstyd mi, że pozwoliłam jej pracować poza krajem jako pracownik migrujący. Moi sąsiedzi często mnie za to krytykują”.

 

PRAWO DO SWOBODNEGO PRZEMIESZCZANIA SIĘ

 

Mimo wielu migracji zagranicznych należy pamiętać, że ludzie bardzo często przenoszą się także wewnętrznie, do miast. Jak przyznają badacze, mobilność międzynarodowa może być ruchem wtórnym. Wielu rozmówców, po jakimś czasie życia z dala od wsi wracało, aby ponownie spróbować pracy w rolnictwie. Jeśli to się nie powiodło z powodu słabych plonów, powodzi lub nieregularnych opadów deszczu, ponownie wyjeżdżali – zwykle do Tajlandii.

 

Co ważne, większość migracji transgranicznych dotyczy osób o bardzo niskich kwalifikacjach, często niepiśmiennych. Warto także wiedzieć, że prawo do swobodnego przemieszczania się nie jest zapisane w konstytucji Kambodży. Brakuje też dla migracji skutecznych ram regulacyjnych i instytucjonalnych.

 

 

Tekst: Grażyna Latos


CHCESZ POWSTRZYMAĆ ZMIANY KLIMATU? PODPISZ PETYCJĘ

https://www.ekonsument.pl/KlimatNaZmiany

 

Więcej aktualności